BAL PRZEBIERAŃCÓW. Fascynujący brzydotą slasher dla miłośników gatunku

Tandetny, odstręczający, chodnikowy, niezależny i brzydki slasher – co dla wielu fanów tego gatunku będzie tylko zaletą. W Polsce na kasetach VHS był dystrybuowany przez równie poślednią firmę Gaby z niebiesko-żółtym logiem w stylu „grafik płakał, gdy projektował”. Wszystko więc do siebie pasuje – film, dystrybutor, reżyser, ale na szczęście odbiorcy takich slasherów są jednak […]

Jan 23, 2025 - 11:20
 0
BAL PRZEBIERAŃCÓW. Fascynujący brzydotą slasher dla miłośników gatunku

Tandetny, odstręczający, chodnikowy, niezależny i brzydki slasher – co dla wielu fanów tego gatunku będzie tylko zaletą. W Polsce na kasetach VHS był dystrybuowany przez równie poślednią firmę Gaby z niebiesko-żółtym logiem w stylu „grafik płakał, gdy projektował”. Wszystko więc do siebie pasuje – film, dystrybutor, reżyser, ale na szczęście odbiorcy takich slasherów są jednak z reguły nieprzeciętnie inteligentni. Produkcję wyreżyserował Ray Di Zazzo, twórca znany właściwie tylko z tego jednego tytułu. Jego „dzieło życia”, w latach 80. zostało zapomniane już na starcie, bo nakręcono je w czasach, gdy slasherów na rynku było od wielu lat już wystarczająco, a na dodatek o wiele lepszych. Tym bardziej Bal przebierańców jest w tym gronie perełką, która zasługuje niemal na kolekcjonerską uwagę. Naprawdę szkoda, że Di Zazzo nie zdołał wymyślić dłuższej historii, która starczyłaby chociaż na te 100 minut projekcji, zamiast 76.

Faktycznie, czas w fabule Balu przebierańców prze do przodu z szybkością samolotu naddźwiękowego. Najpierw retrospekcja z wstawką z dzieciństwem głównego bohatera, potem scena 5 lat później, potem kolejna dwa lata później, i wtedy dopiero prezentacja innych bohaterów, jak to w slasherach bywa. I to wszystko w ciągu niespełna 20 minut projekcji. Reżyser musiał się spieszyć z zawiązaniem akcji, skoro cały film nie trwa nawet 80 minut. Tak się spiął, że nie uronił nawet ani jednej kropli krwi, a w slasherach przecież na to widzowie czekają. Pojawia się ona i to w nieznacznej ilości dopiero około 43 minuty. Tak jednak jest skonstruowany suspens w Balu przebierańców, co mnie jednak trochę zdziwiło, zwłaszcza że Di Zazzo podczas realizacji filmu otrzymał solidną pomoc ze strony Richarda Pepina, specjalisty od kina klasy B. Najwidoczniej zdecydowały koszty efektów specjalnych. Groza w slasherze oparta na grze aktorskiej, dramatycznych dialogach, mrocznej muzyce, jakby ktoś się dopiero uczył grać na syntetycznej wiolonczeli oraz szczerzeniu się psychopatycznego antagonisty, to naprawdę osobliwy teatr. W rzeczy samej Bal przebierańców przypomina telewizyjny teatr, co jednak przydaje mu wartości, a przynajmniej osobliwości.

Fabuła jest oparta na klasycznym dla slasherów motywie – grupa młodych ludzi podczas halloweenowego wieczoru trafia do bogatej rezydencji. Z pozoru miły właściciel okazuje się psychopatycznym mordercą. Właściwie nie ma tu żadnej tajemnicy. Od samego początku wiadomo, kto jest mordercą, a kto ofiarą. Twórcom nie chodziło o utrzymywanie tożsamości mordercy w tajemnicy, jak często się to zdarza w slasherowym podgatunku horroru. Widzowie są za to świadkami, w jaki sposób w Marku narasta poczucie wyobcowania, a potem nienawiści do innych, aż w końcu wybucha najpierw w stosunku do swojej babki, a potem czwórki niewinnych ludzi, którzy nie chcą się bawić w Halloween, ale na bardziej serio. Morderstwa, gdy już się zaczynają, to następują raczej bez suspensu. Podchodów jest mało, a Mark niestety zbyt swobodnie jak na slasher używa broni palnej, zamiast rozbebeszać swoje ofiary. Ciekawe jest natomiast to, że morduje każdą ofiarę w innym stroju. Najpierw jest żołnierzem, potem kowbojem, żeby wreszcie udać się na polowanie z psami w stroju eleganckiego dżokeja. Na końcu jednak przywdziewa lekarski fartuch. Czy łączy się z tym więcej grozy? Psychologicznie zapewne tak. Jeśli widzowie wyobrażą sobie sens słów Marka, gdy mówi o czyszczeniu za pomocą noża mózgu ofiary z wszystkiego, co złe, można poczuć się nieswojo. Żadna lobotomia jednak nie następuje. Sam zaś finał stara się akcją zrekompensować widzom nieco bezkrwawą resztę fabuły. Jak napisałem wcześniej, wszystko dzieje się szybko. Kolejne etapy historii następują po sobie, jakby twórcy spieszyli się, przerażeni, że im zabraknie taśmy, albo wymuszał to na nich draft scenariusza, który ktoś zapomniał uzupełnić o treść. A można było do historii jeszcze wiele elementów dodać. Nie chodzi tylko o krew, ale i może pierwiastek nadnaturalnej tajemnicy, więcej bohaterów, bardziej pomysłowe zagrania ze strony sprawcy morderstw.

Nie oczekuję ani lepszych zdjęć, ani lepszej muzyki. To jest w b-klasowej normie, bo daje produkcji unikalny charakter. Jeśli ktoś tych elementów nie akceptuje albo nie jest w stanie zachować do nich dystansu, nawet kiedy mu się one nie podobają, to Bal przebierańców nie jest dla niego. Sam do tego filmu zapewne również nie wrócę, jeśli nie będzie okazji, ale tą może być tegoroczne Halloween, coraz szumniej obchodzone i w Polsce. Ten film znakomicie się klimatem nadaje na wieczór okołoświąteczny, a może nawet jako alternatywny seans na samo święto, lecący gdzieś w tle, kiedy do drzwi co chwilę będzie ktoś pukał w poszukiwaniu szansy zrobienia psikusa lub nazbierania cukierków. Halloween to jedno z przyjemniejszych nowych świąt zaadaptowanych przez naszą słowiańską kulturę, które będzie ewoluowało i w ciągu kolejnych lat bardziej scalało z naszym prozaicznym życiem. Tak więc róbcie swoje Bale przebierańców, tyle że z realną grozą wyłącznie na ekranie.

What's Your Reaction?

like

dislike

love

funny

angry

sad

wow